Gdy na początku października 2012 zadzwonił do mnie sam Artur Andrus, nie było na świecie bardziej zdziwionego człowieka, niż ja. Tak dawno zarzuciłem myśl o tworzeniu czegokolwiek kabaretowego, humorystycznego czy satyrycznego, że myśl o tym, by dla celów archiwalnych ponagrywać moje krakowskie starocie, była myślą niemiłą. Później jednak (na odpowiedź miałem tydzień), zacząłem myśleć o tym jako o szansie na komunikowanie światu, co mnie gryzie, przeraża czy śmieszy. A ponieważ wszyscy dookoła blogi swe mają - łącznie z moją prywatną siostrą (tylko dzięki niemu wiem, co u Niej słychać), oto jestem! Będę tu zapisywał teksty, które powstają na bieżąco dla Artura i jego "Akademii rozrywki". Zapraszam do odbiorników w każdy wtorek i/lub środę zaraz po czternastej. A jakby kto przegapił, będzie tu.
Arturowi za to dedykuję (modne idiotyczne słowo ostatnio nadużywane) tę oto dedykację:
DEDYKACJA DLA GOSPODARZA
CZYLI
SKĄD SIĘ WZIĄŁEM
Redaktor raz do mnie zadzwonił,
„Daję Ci fuchę, więc bierz!”
Redaktor, co wypić nie lubił.
Jak i nie umiał też…
A że redaktor jest długi,
W ogóle duży – wzdłuż i wszerz,
Kto by odmówił? Choć wypić nie lubił,
I ponoć nie umiał też….
Nie mam o to pretensji, bo gubi
Nałóg – niejeden kolega sczezł…
Redaktor zaś trwa, bo nie lubił
I podobno nie umiał też….
W końcu spotkałem andrusa*!
Już nie chłopię niewinne a zwierz!
Może, myślę, nie lubiąc, się zmusza?
I chcąc nie chcąc, nauczył się też?
Ty mnie w radio, ja witam Cię w klubie!
Nie wyrzucimy Cię, wierz!
Redaktorze, coś wypić nie lubił!
I nie potrafił też…
A teraz cieplutko się ubierz
I na kielicha mnie bierz!
Nie lubisz? Nie bój, polubisz!
Nie umiesz? Nauczysz się też….
*
*

Komentarze
Prześlij komentarz