ASTRONOMICZNA ARS AMANDI
Ładna była.
Przy stoliku
Się nie kryła
Z tym. Bez liku
Wdzięków miała…
Piła wino,
A jak wstała,
Wyszedłem razem z
dziewczyną.
Romantyczna to
maniera:
Ciepła noc
I garsoniera,
Miękki koc,
Szeptów bez liku,
Popielniczka na
stoliku,
Ruchy tu, ruchy tam,
Różnych ruchów - cały
kram.
Miło było.
I przyjemnie.
Coś w niej było...
Jest i we mnie...
Swędzi tu, swędzi tam,
Różnych swędzeń - cały
kram
A to dopiero prolog!
Kontynuacja:
Pan wenerolog,
Te jego gadki,
Potem kuracja,
Duże wydatki
I bóle (bólów nie
lubię w ogóle)!
Kiedy już dojdę do
siebie,
Będzie epilog – już
znam go:
Znów przy pogodnym
niebie
Się zejdzie
Jakiś ars Amant z
jakąś ars Amandą,
A księżyc piękny
wzejdzie….
W co chcesz,
człowieku, lokuj
Swoje uczucia i pieniądze.
Tylko na górze światło
jest i spokój,
Bo Miesiąc jest
Miesiącem.
Nic nie potrafi
sprawić,
By nagle zszedł ze
swych torów,
A o swędzenie może
przyprawić
Go tylko… Deszcz
meteorów!
Dopiero lunet było
trzeba
I astronomów łebskich,
By można było napisać
„O nieba
Swędzeniu ciał
niebieskich”!
A rzeczywistość jak to
ona –
Gdy noce staja się
krótkie,
Wyciąga tylko na wódkę
Z wenerologiem
astronoma.
I idą tak sobie,
człapiąc
Z Księżycem i Panem
Bogiem…
Astronom tu i tam się
drapiąc…
Wenerolog utyka na
nogę….
Komentarze
Prześlij komentarz