DZIECI W ŁÓŻKU
I
Mimo snu czujnego chcę spać. I czcionką bold
Piszę o tym, bym mówić
i krzyczeć nie musiał.
Tymczasem przydreptuje
do mnie mały kobold,
By się co noc noc całą tulić do tatusia.
Żeby zasnął szybko,
leżę cicho jak trusia.
Obok na poduszce
dwanaście kilo wolt,
Które mną wstrząsają
jakoby kilovolt,
Chrapnięć, sapnięć,
kopnięć, kichnięć i… posiusiań.
Sam chciałbym zaznawać
objęć Morfeusza,
Zamiast obejmować… On
maca mój dekolt!
Jasny szlag mnie
trafia chociaż oko wykol…
Ostoją ma tusza. Coś
na kształt ratusza.
Wspólne spanie
wzrusza… A jednak katusza.
Po mnie insomnię już
znać… Trującą jak glikol!
II
Już byłem w ogródku,
by się z gąska witać…
Dobrym, bo utartym,
miało to pójść torem,
Gdy „czemu nie śpicie” nagły głos zapytał
I „czy mogę spać z wami?”… Tylko się ubiorę…
Jak lokomotywa, co
hamując zgrzyta,
Choć sapać przestała,
zdradza się kolorem…
No to po pociągu.
Szanse były spore,
Ale kres i krach ich. Postem pościel zryta…
Obudzenie pobudzenia
wrogiem bywa sporem.
W domach z dzieciami
miłość nie rozkwita.
Malec palec wszędy ciekawski swój wtyka.
Ruch oporu zakładam. I
będę z uporem,
By małżeńskie łoże
może nie było ugorem,
Walczył. Wzywa Afrodyta,
więc ruszam z kopyta!
Komentarze
Prześlij komentarz