ODA DO SZYI
Miałem głowę na karku
– położyłem szyję.
To Ciebie kat mi przerwie,
gdy dorwie po przerwie.
Wcale nie jak w
zegarku – karkołomnie żyję…
Więc mnie ostrze
przeszyje, rozpruwając pierwej.
O, szyjo! Kiedy grdyką
celujesz w coś znikąd,
O problemy się
prosisz, zamiast głowę nosić.
Któż Cię będzie
opiewać, kiedy krtanie znikną?
Nie głosowe, a tanie
struny przyjdzie prosić.
Szyjo! Nikt nie
przeżyje, gdy Ciebie zabraknie!
Karku! Jesteś marką! I
dobrą i drogą.
W Tobie drapie po
piwie, kiedy gardło łaknie.
W Ciebie serce podchodzi
owładnięte trwogą.
Chomątem kołnierzyka
czynisz pracownika.
Gdy go zdybią, to w
dybach trwasz na posterunku.
Gdy w małżeńskim
kieracie zaczyna zanikać
Twoja twardość i
hardość, czas krzyczeć: Ratunku!
Komentarze
Prześlij komentarz