Epidemia nie usprawiedliwia grafomanii. I to nie tak, że "nawet epidemia nie usprawiedliwia grafomanii" (bo w słusznej sprawie przymykamy oko na rzeczy normalnie naganne), ale "zwłaszcza epidemia nie usprawiedliwia grafomanii". Bo ludzie dokoła sporo innych zmartwień mają. Zatem po co im dokładać?
Chodzi o piosenkę niestety znaną z trójkowego eteru, żeby w domu zostać. Autor słów, redaktor Strzyczkowski wspiął się na wyżyny pustosłowia nawet dla siebie dotąd niedostępne (nie jestem znawcą, a już na pewno koneserem, ale parę jego niezgrabnych "Karpi" pamiętam). Ze wszystkich okołoepidemicznych tekstów tych apelujących piosenek ten jest najgorszy. I najbardziej promowany....
Chodzi też o świetny wiersz świetnego poety Jakuba Strumienia "Co widać". Podmiot liryczny kontempluje opustoszałe raptem ulice. Wnioski wyciąga i w ogóle... Mnie się skojarzyło (bo mnie się wszystko kojarzy) z tym, że o ile wyludnienie ulic widać, to go nie słychać. I że słychać (ludzi) tam gdzie udajemy się, żeby nie słyszeć (lasy, parki). I to mimo, że wciąż słychać, żeby w domu siedzieć. Zatem słychać, ale jakby nie słychać...
Żona mówi, że od siedzenia w domu już mi się miesza. Według niej tak samo słychać wyludnienie, jak widać. A według mnie nie tak samo.
Debilom, kretynom, imbecylom, wariatom zwykłym i niebezpiecznym, zaludniającym nasze skwery, parki i lasy podczas "koronaferii" pieśń poniższą poświęcam:
Chodzi o piosenkę niestety znaną z trójkowego eteru, żeby w domu zostać. Autor słów, redaktor Strzyczkowski wspiął się na wyżyny pustosłowia nawet dla siebie dotąd niedostępne (nie jestem znawcą, a już na pewno koneserem, ale parę jego niezgrabnych "Karpi" pamiętam). Ze wszystkich okołoepidemicznych tekstów tych apelujących piosenek ten jest najgorszy. I najbardziej promowany....
Chodzi też o świetny wiersz świetnego poety Jakuba Strumienia "Co widać". Podmiot liryczny kontempluje opustoszałe raptem ulice. Wnioski wyciąga i w ogóle... Mnie się skojarzyło (bo mnie się wszystko kojarzy) z tym, że o ile wyludnienie ulic widać, to go nie słychać. I że słychać (ludzi) tam gdzie udajemy się, żeby nie słyszeć (lasy, parki). I to mimo, że wciąż słychać, żeby w domu siedzieć. Zatem słychać, ale jakby nie słychać...
Żona mówi, że od siedzenia w domu już mi się miesza. Według niej tak samo słychać wyludnienie, jak widać. A według mnie nie tak samo.
Debilom, kretynom, imbecylom, wariatom zwykłym i niebezpiecznym, zaludniającym nasze skwery, parki i lasy podczas "koronaferii" pieśń poniższą poświęcam:
CZEGO NIE SŁYCHAĆ
Piszesz mi Przyjacielu, co widać. To widać
Pustotę i prostotę, bo puste jest proste.
Wiarusy wśród wirusów spłodziły covida.
A my spekulujemy: podstęp to czy postęp?
Pytasz mnie, Przyjacielu, co słychać? To słychać,
Że nie słychać słuszności – słyszalność zanika.
No chyba, że ktoś kicha… I z komfortu kicha:
Sto igieł wyobraźni stu strzykawek strzyka…
Jak drzewo, które w lesie bezludnym upada
Bezgłośnie czy rozgłośnie, no bo kto to sprawdzi,
Dziś nie jestem słyszany, więc mogę pogadać.
Gdy fantazja szwankuje, stańmy wprawdzie w prawdzie:
„My się tutaj martwimy, ale wy się bawcie”
To mieć ostatnie słowo na koniec wypada.
marzec 2020
Komentarze
Prześlij komentarz